"Zakochani są wśród nas, zakochani pierwszy raz,
tak po prostu bez pamięci zakochani.
Mają po dwadzieścia lat, mają swój beztroski świat,
swoje ścieżki, które wiodą ich w nieznane.
Mają tylko kilka słów, kilka marzeń ze swych snów,
romantyczni, zagubieni między nami.
Pośród spadających gwiazd,
on i ona pierwszy raz,
zapatrzeni tylko w siebie, zakochani.
Jeszcze szczęścia tego ukryć nie umieją,
tego szczęścia, które odnaleźli dziś.
Jeszcze wierzą, jeszcze łudzą się nadzieją,
że to prawda, że tak zawsze musi być.
Zakochani są wśród nas, zakochani pierwszy raz,
romantyczni, niedzisiejsi i niemodni.
Zakochani kilka dni, zakochani, tak jak my,
ale szczęścia się możemy uczyć od nich.
tak po prostu bez pamięci zakochani.
Mają po dwadzieścia lat, mają swój beztroski świat,
swoje ścieżki, które wiodą ich w nieznane.
Mają tylko kilka słów, kilka marzeń ze swych snów,
romantyczni, zagubieni między nami.
Pośród spadających gwiazd,
on i ona pierwszy raz,
zapatrzeni tylko w siebie, zakochani.
Jeszcze szczęścia tego ukryć nie umieją,
tego szczęścia, które odnaleźli dziś.
Jeszcze wierzą, jeszcze łudzą się nadzieją,
że to prawda, że tak zawsze musi być.
Zakochani są wśród nas, zakochani pierwszy raz,
romantyczni, niedzisiejsi i niemodni.
Zakochani kilka dni, zakochani, tak jak my,
ale szczęścia się możemy uczyć od nich.
Podobno jestem mistrzem "zagadek" - śmieje się ze mnie Kasia za każdym razem :) Na zdrowie ♡
To proszę, proszę - niech teraz zgaduje :)
To znaczy za chwilkę :)
Kochani,
jestem Omotana - żeby nie powiedzieć zakręcona, zaszyta, opakowana w siateczki, woreczki, sznureczki, piecząteczki tudzież kredkami zmalowana jestem permanentnie.
Ale nie, nie motam się. To Omotanie wynika w prostej linii z pewnego incydentu. Uszyłam go sobie kiedyś. Dwa lata temu prawie. Incydent przez długi czas pozostawał bezimienny, ale był bardzo ciepły i bardzo wygodny - zerknijcie.
Incydent był się podobał koleżankom ilekroć mnie w nim spotykały - szyłam.
Przypadek nadał mu imię. Tak lubię.
Przypadkiem stała się Omotaną, a skrojona nie przypadkiem. Długo pracowałam nad jej formą.
To proszę, proszę - niech teraz zgaduje :)
To znaczy za chwilkę :)
Kochani,
jestem Omotana - żeby nie powiedzieć zakręcona, zaszyta, opakowana w siateczki, woreczki, sznureczki, piecząteczki tudzież kredkami zmalowana jestem permanentnie.
Ale nie, nie motam się. To Omotanie wynika w prostej linii z pewnego incydentu. Uszyłam go sobie kiedyś. Dwa lata temu prawie. Incydent przez długi czas pozostawał bezimienny, ale był bardzo ciepły i bardzo wygodny - zerknijcie.
Incydent był się podobał koleżankom ilekroć mnie w nim spotykały - szyłam.
Przypadek nadał mu imię. Tak lubię.
Przypadkiem stała się Omotaną, a skrojona nie przypadkiem. Długo pracowałam nad jej formą.
Nie wiem jak Was, ale mnie osobiście nic tak nie cieszy, jak upominki z sercem. Ręcznie zrobione przez kogoś - nawet jeśli (a może szczególnie jeśli!) widać w nich ręczny wkład ♡
Świąteczne szaleństwo prezentów nacinam niczym ażurową gwiazdę z kartki papieru małą zachętą do wykorzystania prostych sposobów na ozdobienie bluzki. Ba! Ośmielę się stwierdzić, że nic dziś nie wydaje mi się sympatyczniejszym podarunkiem :)
Bluzkę można też uszyć samodzielnie ;)
Ale kupiony gładki tiszert ozdobiony ciekawym motywem z ziemniaczanej pieczątki, czy rozpisany literami za pomocą gliter linerów, albo stemplowany - to BAJKA.
Macie w domu ziemniaki?
Jak macie - to przyda Wam się jeszcze "gąbka na patyku", farba do tkanin, flamaster do tkanin lub konturówka (wielozadaniowa)
Miesiące przygotowań.
Lata pomysłów.
Kolorowe kredki i akwarele po kątach szuflad skrywane.
Czasem nieśmiało puszczały do Was oko.
Czasem zabierane przez bliskich. Inne dalej w szufladzie. Wyczekane i tulone pod serduchem marzenie. Mezalians dwóch młodzieńczych rozkroków: studiować grafikę, czy projektowanie odzieży. Och, tyle serce chciało. Tyle czekało... Przenieść swoje obrazy, fotografie, pomysły na tkaninę tak, żeby ona zwiewna była niczym jedwab. Naturalna.
Przyjazna ciału. Oddychająca. Żeby obraz nic nie stracił
z delikatności kredki, która go malowała. I jeszcze dużo o tym napiszę. Jak tylko zepnę klamrą wszystkie wątki i osnowy tej historii. Opiszę przy herbacie z pigwowym cudem, który podarowała mi była Katka wszystko, bo jest co opisać.
Dziś zapraszam Was na fotorelację oczami Little Mi, która ze swoim szklanym obiektywem była moim gościem.
Gotowi?
Lata pomysłów.
Kolorowe kredki i akwarele po kątach szuflad skrywane.
Czasem nieśmiało puszczały do Was oko.
Czasem zabierane przez bliskich. Inne dalej w szufladzie. Wyczekane i tulone pod serduchem marzenie. Mezalians dwóch młodzieńczych rozkroków: studiować grafikę, czy projektowanie odzieży. Och, tyle serce chciało. Tyle czekało... Przenieść swoje obrazy, fotografie, pomysły na tkaninę tak, żeby ona zwiewna była niczym jedwab. Naturalna.
Przyjazna ciału. Oddychająca. Żeby obraz nic nie stracił
z delikatności kredki, która go malowała. I jeszcze dużo o tym napiszę. Jak tylko zepnę klamrą wszystkie wątki i osnowy tej historii. Opiszę przy herbacie z pigwowym cudem, który podarowała mi była Katka wszystko, bo jest co opisać.
Dziś zapraszam Was na fotorelację oczami Little Mi, która ze swoim szklanym obiektywem była moim gościem.
Gotowi?
"(...)
Mimozami zwiędłość przypomina
nieśmiertelnik żółty — październik.
To ty, to ty, moja jedyna,
przychodziłaś wieczorem do cukierni.
Z przemodlenia, z przeomdlenia senny,
w parku płakałem szeptanymi słowy.
Księżyc z chmurek prześwitywał jesienny,
od mimozy złotej majowy.
Ach czułymi, przemiłymi snami
zasypiałem z nim gasnącym o poranku,
w snach dawnymi bawiąc się wiosnami,
jak ta złota, jak ta wonna wiązanka."
"Wspomnienie" Juliana Tuwima
"Wspomnienie" Juliana Tuwima
Można
nimi wzruszyć i rozkochać.
Można rozmarzyć i zbudować krajobrazy.
Tworzyć miejsca, do których chciałoby się podróżować,
miejsca, w których chciałoby się zatracić.
Można nimi urazić, zaciekawić i zezłościć.
Można też wiele wyjaśnić. Można wywołać kaskady emocji. Od radości do głębokich smutków skreślić nimi gamę szarości
i tęczę kolorów.
Można po nich nic nie chcieć, albo chcieć bardzo wiele.
Bywa, że malują obrazy, tworzą zapachy.
Bywa, że czujemy po nich smaki.
Są wesołe i są smutne.
Są małe i duże. Są ważne i bez znaczenia.
Są takie, które nas nie obchodzą
i takie, które nam żyć nie dają.
Na nich oparte jest porozumienie.
Na nich buduje się wiara.
Od nich płoną serca, koją się rany.
Można rozmarzyć i zbudować krajobrazy.
Tworzyć miejsca, do których chciałoby się podróżować,
miejsca, w których chciałoby się zatracić.
Można nimi urazić, zaciekawić i zezłościć.
Można też wiele wyjaśnić. Można wywołać kaskady emocji. Od radości do głębokich smutków skreślić nimi gamę szarości
i tęczę kolorów.
Można po nich nic nie chcieć, albo chcieć bardzo wiele.
Bywa, że malują obrazy, tworzą zapachy.
Bywa, że czujemy po nich smaki.
Są wesołe i są smutne.
Są małe i duże. Są ważne i bez znaczenia.
Są takie, które nas nie obchodzą
i takie, które nam żyć nie dają.
Na nich oparte jest porozumienie.
Na nich buduje się wiara.
Od nich płoną serca, koją się rany.
Nie, nie, nie - jestem!
Chyba dawno tak bardzo nie byłam. Realizuję…
I tu się na chwilkę zatrzymałam, wzięłam głęboki oddech - hmmm - pewnie łatwiej byłoby mi wymienić to, czego nie dokończyłam niż to, co przez ten wakacyjny czas zrobiłam.
A ile dostałam skarbów od serca.
A ile zdarzyło się cudnych chwil.
Ile mam do opowiedzenia.
Ile tajemnic skrywam pod tym pozornym milczeniem,
a wyrywają się niczym zgłodniały wilk. Ale opowiem potem, jak się te tajemnice zdarzą, jak się skroją, uszyją, jak się pokolorują, jak im światło dnia rysy z mroku onej tajemnicy wydobędzie. A ile przy tym nocy okradzionych ze snu – wcale nie ukradkiem. I pewnie jeszcze tak troszkę mnie nie będzie, tak w wolnej chwili będę zerkać kątem oka w drugi monitor
i podpatrywać, co się u Was dzieje.
Zdrowi bądźcie i uśmiechnięci czasem ;)
Chyba dawno tak bardzo nie byłam. Realizuję…
I tu się na chwilkę zatrzymałam, wzięłam głęboki oddech - hmmm - pewnie łatwiej byłoby mi wymienić to, czego nie dokończyłam niż to, co przez ten wakacyjny czas zrobiłam.
A ile dostałam skarbów od serca.
A ile zdarzyło się cudnych chwil.
Ile mam do opowiedzenia.
Ile tajemnic skrywam pod tym pozornym milczeniem,
a wyrywają się niczym zgłodniały wilk. Ale opowiem potem, jak się te tajemnice zdarzą, jak się skroją, uszyją, jak się pokolorują, jak im światło dnia rysy z mroku onej tajemnicy wydobędzie. A ile przy tym nocy okradzionych ze snu – wcale nie ukradkiem. I pewnie jeszcze tak troszkę mnie nie będzie, tak w wolnej chwili będę zerkać kątem oka w drugi monitor
i podpatrywać, co się u Was dzieje.
Zdrowi bądźcie i uśmiechnięci czasem ;)

(…)
„To czas, kochanie,
Robi swoje,
Traktuje nas jak gości,
On nie ma złudzeń, ani pytań
I żadnych wątpliwości.
Bo czas nie pyta
Tylko płynie
I twarze wokół zmienia,
Aż nagle widzisz
Jak go mało
Zostało do stracenia.”
Magdalena Czapińska
Skłoniła mnie ostatnio "Fanaberia"
z Dziennika frazeologicznego - który zza firanki podczytuję - do spaceru wstecz. Często mnie zastanawia, skąd czerpać poczucie wartości, radość życia, spokojny obraz samego siebie w dżungli świata.
Czy to rośnie w rodzinie, w której się wychowujemy, może?
Czy napotkani dobrzy ludzie po drodze nam wszczepiają?
Czy przeczytane w odpowiedniej kolejności i ze zrozumieniem wersy tych, a nie innych książek...
Albo pojawi się w naszym życiu oparcie, które każdego dnia utwierdzi nas w przekonaniu, że jesteśmy życia warci – nie ono nas.
O sobie wiem, jak wiele poczuć, radości, wartości i stabilności zawdzięczam moim nauczycielom. Liczę ich na palcach ręki, aż troje. Aż, bo i tak uważam się za wielką szczęściarę.
Odcinam skrupulatnie te niepotrzebne myśli w głowie –
jak zamknę oczy. Miałam przecież tyle pomysłów.
Mam też nowe. Tamte czekają. Niektóre podlane wyrosły już za duże w doniczkach – trzeba przesadzić, podlać.
Sprawdzić, czy zakwitły? Pączkują. Sadzę nowe.
Jadę autobusem z pomysłami na trasie bez przystanków. Niektóre znikają jak obraz za oknem przy dużej prędkości, niezapamiętany.
Inne są jak to niebo. Trwają ze mną. Ewoluują jak kształt chmur – niby ulepszone, zmienione, inne wczoraj, inne dziś – a niebo jak niebo. Zdarło podeszwy o te swoje metamorfozy. Potknęło się zaskoczone o niezadowolenie, ale odbiciem
w lustrze nic, a nic nie zaskakuje. Niebo, to niebo… Podzieliłam je na grupy, upchnęłam w szufladach, znalazłam odpowiednie wieszaki, uprasowałam – wiszą.
Czekają na jutro.
Po przesłaniu potwierdzenia wysyłam do Pani wylicytowany sekretnik
Serdeczności(napisałam do zwycięzcy licytacji)
"Pani Mario
witam to ja :)))))))
haftytiny:))))))))))"
(odpisała ONA)
Nie wyobrażam sobie jako mama choroby mojego dziecka,
na którą nie ma lekarstwa w kraju, w którym mieszkam.
Nie wyobrażam sobie, co czułabym, gdyby się okazało,
że można uratować zdrowie mojego dziecka, a mnie na to nie byłoby stać. Każdego dnia ocieramy się w życiu o szczęście
i nieszczęście. Los niesie nam łzy i radości.
Mniejsze i większe przeszkody malują nam czarne chmury nad głową. Mniejsze i większe radości rysują tęczę.
I nie ma chyba tęczy piękniejszej od tej, którą malują nasze serca. Jeśli możemy podarować wsparcie drugiemu człowiekowi. Dać mu poczucie, że w swoim trudzie nie jest sam...
Dlatego zapraszam Was do tego, żebyśmy wspólnie podnieśli nasze serca i pomogli rodzicom dwuletniego SZYMKA - uratować mu oczko.
na którą nie ma lekarstwa w kraju, w którym mieszkam.
Nie wyobrażam sobie, co czułabym, gdyby się okazało,
że można uratować zdrowie mojego dziecka, a mnie na to nie byłoby stać. Każdego dnia ocieramy się w życiu o szczęście
i nieszczęście. Los niesie nam łzy i radości.
Mniejsze i większe przeszkody malują nam czarne chmury nad głową. Mniejsze i większe radości rysują tęczę.
I nie ma chyba tęczy piękniejszej od tej, którą malują nasze serca. Jeśli możemy podarować wsparcie drugiemu człowiekowi. Dać mu poczucie, że w swoim trudzie nie jest sam...
Dlatego zapraszam Was do tego, żebyśmy wspólnie podnieśli nasze serca i pomogli rodzicom dwuletniego SZYMKA - uratować mu oczko.
Ja znajduję...
Inspirujecie mnie i łaskoczecie
dobrymi słowami też…
cierpliwie czekacie na efekty mojej pracy
nie tupiecie nóżką, nie kwękacie pod nosem,
a jak listonosz zapuka do Waszych drzwi
- piszecie „warto było czekać”
To dzięki Wam kwitną w ogrodzie moich pomysłów zrealizowane marzenia.
I dzięki Wam na mojej twarzy gości uśmiech.
Po policzku spływa łza wzruszenia.
A od morza po góry rozpięte, od wschodnich do zachodnich granic, i za oceanem, i we Francji i w Anglii - tulą się do Waszych serdecznych grzbietów moje „czary-maryś”
Dziękuję!
Inspirujecie mnie i łaskoczecie
dobrymi słowami też…
cierpliwie czekacie na efekty mojej pracy
nie tupiecie nóżką, nie kwękacie pod nosem,
a jak listonosz zapuka do Waszych drzwi
- piszecie „warto było czekać”
To dzięki Wam kwitną w ogrodzie moich pomysłów zrealizowane marzenia.
I dzięki Wam na mojej twarzy gości uśmiech.
Po policzku spływa łza wzruszenia.
A od morza po góry rozpięte, od wschodnich do zachodnich granic, i za oceanem, i we Francji i w Anglii - tulą się do Waszych serdecznych grzbietów moje „czary-maryś”
Dziękuję!

nie reprezentujemy żadnej firmy. Chcemy pobawić się kolorami :) Pragniemy zorganizować najbardziej kolorowy dzień w historii! Spontaniczne i radosne wydarzenie w formie flash mob, gdzie w umówionym miejscu i o ustalonym czasie wszyscy wyrzucimy
w powietrze kolorowy proszek!
Dołącz do nas!
Daj się ponieść!"
Udało im się! Brawo! Zaczerpnięty z tradycji indyjskiego święta Holi "kolorowy dzień" - który odbył się w wielu miejscach na świecie - przyszedł też do nas. Dzięki uprzejmości warszawskiego Snu Pszczoły i Fundacji XIX dzielnicy na Pradze - Festiwal Kolorów zaczarował chmurą tęczowego pyłu kawałek miasta i z tysiąc radosnych głów.
Ile ja się NASZUKAŁAM!
Ile wspominałam o tym głośno – chodząc po domu - przekładając pudełka ze skarbami, ojej. Pisałam o tym,
że w latach 90-tych zdobyć w Polsce włoskie wydania VOGUE – graniczyło z cudem – a było warto… To nie był zwykły miesięcznik. To wielka księga inspiracji. Pamiętam jak dziś.
W maleńkim kiosku przy Nowym Świecie wzięłam do ręki moje pierwsze, włoskie wydanie VOGUE – zamarłam.
To nic, że kosztował jedną dziesiątą mojej miesięcznej pensji.
Pomyślałam, że gdyby nie prawie 700 stron przesmacznych fotografii pomieszanych z typografią (o jakiej polskie czasopisma jeszcze wiele lat „marzyły”), to byłabym gotowa zapłacić i trzy razy tyle - gdyby wydali ten miesięcznik na papierze o grubszej gramaturze. W sztywnej oprawie. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że te gazety będą mi towarzyszyły długo. Czas pokazał.
Brały udział we wszystkich przeprowadzkach.

Zjadł był łubin. Do ostatniej gałązki. Liść za liściem.
Mały kwiatostan, który poprzedniego dnia pożegnał się ze mną i nadzieją, że poranek obudzi w nim śpiące kolory ze snu. Snu moich wspomnień.
Skubał liść dalii siedząc na rancie donicy.
Leniwie dziergał w nim dziury niczym haft richelieu
w babcinej serwecie. Złodziej wspomnień. Pożeracz moich sentymentów. Cud, że miętę oszczędził. Na skraju górki
pnie się teraz dumnie, jak niegdyś na tej Walentynowej piwniczce. Zapachem potrząsanych liści przypomina mi dzieciństwo. I ona, i te dalie, które jeszcze nie zakwitły
i łubin (może odrośnie). Kuchnię z otoczonym kaflami piecem, gdzie nad stołem wisiała makatka, a na niej
ten obrazek igłą i nitką wymalowany z podpisem:
„Gotuj dobrze, nie żartuję, potem z Tobą poflirtuję”.
I te zapachy i smaki niezapomniane...
Mały kwiatostan, który poprzedniego dnia pożegnał się ze mną i nadzieją, że poranek obudzi w nim śpiące kolory ze snu. Snu moich wspomnień.
Skubał liść dalii siedząc na rancie donicy.
Leniwie dziergał w nim dziury niczym haft richelieu
w babcinej serwecie. Złodziej wspomnień. Pożeracz moich sentymentów. Cud, że miętę oszczędził. Na skraju górki
pnie się teraz dumnie, jak niegdyś na tej Walentynowej piwniczce. Zapachem potrząsanych liści przypomina mi dzieciństwo. I ona, i te dalie, które jeszcze nie zakwitły
i łubin (może odrośnie). Kuchnię z otoczonym kaflami piecem, gdzie nad stołem wisiała makatka, a na niej
ten obrazek igłą i nitką wymalowany z podpisem:
„Gotuj dobrze, nie żartuję, potem z Tobą poflirtuję”.
I te zapachy i smaki niezapomniane...
Ile razy w myślach opisywałam tę historię… - tyle razy
plątał się po mojej głowie cytat:
„Byłem bardziej osamotniony niż rozbitek na tratwie pośrodku oceanu. Toteż proszę sobie wyobrazić moje zdziwienie, gdy o świcie obudził mnie czyjś głosik. Posłyszałem:
- Proszę cię, narysuj mi baranka.
- Co takiego?
- Narysuj mi baranka.” *
Taka to historia.
Nie projekt, nie chwila, nie kolejny krok w realizowaniu planów/marzeń.
plątał się po mojej głowie cytat:
„Byłem bardziej osamotniony niż rozbitek na tratwie pośrodku oceanu. Toteż proszę sobie wyobrazić moje zdziwienie, gdy o świcie obudził mnie czyjś głosik. Posłyszałem:
- Proszę cię, narysuj mi baranka.
- Co takiego?
- Narysuj mi baranka.” *
Taka to historia.
Nie projekt, nie chwila, nie kolejny krok w realizowaniu planów/marzeń.
I ten fragment MK pięknie wszystko określa.
Chociaż "baranek" był piórkiem i dmuchawcem, to zaczął się od wzajemnego podróżowania w oceanie słów, obrazów, zdjęć.
Chociaż "baranek" był piórkiem i dmuchawcem, to zaczął się od wzajemnego podróżowania w oceanie słów, obrazów, zdjęć.
Nie bądź !
Nie bądź smutna,
no nie bądź,
ta mgiełka, to tylko pamięć.
Patrz jakie czyste niebo,
a w morzu - łabędź!
Nie bądź smutny, ja nie chcę,
to czarne, to tylko myśli,
dalej jest mała przystań
na brzegu Wisły.
Nie bądź smutna, no nie bądź,
ta chmura jest małą chmurką,
jutro już będzie słońce
i ciastko z dziurką!
A. Osiecka
Nie bądź smutna,
no nie bądź,
ta mgiełka, to tylko pamięć.
Patrz jakie czyste niebo,
a w morzu - łabędź!
Nie bądź smutny, ja nie chcę,
to czarne, to tylko myśli,
dalej jest mała przystań
na brzegu Wisły.
Nie bądź smutna, no nie bądź,
ta chmura jest małą chmurką,
jutro już będzie słońce
i ciastko z dziurką!
A. Osiecka
Tyle mam Wam do pokazania.
Tak mało do powiedzenia...
Zabawne, że dziś wpadłam na pomysł nadrobienia "zaległości" w tym pokazywaniu, którego bohaterem jest osobisty, imienny, z ręcznie szytą okładką - NOTES.
A mi tak bardzo brak słów :)
Jeszcze szyją się sukienki.
Codzienność ukradziona pracą, ogródkiem, przekładaniem rzeczy z kąta w kąt, malowaniem łóżka, które postanowiłam zdobyć, by nowy pled na nim mógł prezentować się odpowiednio.
Codzienność zamyślona i zaszyta w podwójnym znaczeniu tego słowa.
Dlatego wybaczcie mi ciszę, potrzebuję się jeszcze na troszkę "zaszyć" ;)
Miałam sfotografować specjalnie dla Was tę wysuszoną czasem paletę szkolnych akwareli, bo samą mnie ubawił ich widok - tak dawno nie malowałam - bo kiedy?
Listonosz niesie część nagród z konkursu - nie wszystkie jeszcze. Szyję. Kroję. Myślę. Mieszane z przekąsem uczucie niezadowolenia, które towarzyszy wszystkim moim projektom zanim postawię ostatni ślad pędzla, ostatnią nitkę odetnę. Zanim zapakuję - pokręcę się jak ten szczeniak wokół własnego ogona, a tu MAJ.
Piękne lato tej wiosny. Znajduję ułamki energii, by wieczorem połączyć obiecane jesienią kwadraty w wielki (672 części!) pled na łóżko. Miał być na wiosnę. Jest :)
Posadziłam kwiaty, bratki - kwitną. Inne przebijają swoje zielone, ciekawskie spojrzenie spod grudek ziemi, a ja już na nie czekam. Pomiędzy ostatnim szwem, kolejnym szkicem, niespokojnym spojrzeniem na zegarek przed którym nie godziny uciekają, a dni - skreślam na kartce to, co udało mi się zrobić. Idę na pocztę. Wracam. Szyję.
Listonosz niesie część nagród z konkursu - nie wszystkie jeszcze. Szyję. Kroję. Myślę. Mieszane z przekąsem uczucie niezadowolenia, które towarzyszy wszystkim moim projektom zanim postawię ostatni ślad pędzla, ostatnią nitkę odetnę. Zanim zapakuję - pokręcę się jak ten szczeniak wokół własnego ogona, a tu MAJ.
Piękne lato tej wiosny. Znajduję ułamki energii, by wieczorem połączyć obiecane jesienią kwadraty w wielki (672 części!) pled na łóżko. Miał być na wiosnę. Jest :)
Posadziłam kwiaty, bratki - kwitną. Inne przebijają swoje zielone, ciekawskie spojrzenie spod grudek ziemi, a ja już na nie czekam. Pomiędzy ostatnim szwem, kolejnym szkicem, niespokojnym spojrzeniem na zegarek przed którym nie godziny uciekają, a dni - skreślam na kartce to, co udało mi się zrobić. Idę na pocztę. Wracam. Szyję.
Dawno nie korzystałam z nowych BURD - dla niewtajemniczonych - to jedno z najpopularniejszych czasopism z wykrojami ;)
Większość projektów "ubraniowych" przygotowuję sama, od szkicu po wykrój własny. Ale... No właśnie, zanim o tym "ale" to chciałabym się dziś z Wami podzielić sposobem na tiszert dla NIEGO. Moim sposobem, który sam w sobie nie jest specjalnym odkryciem, ale krok po kroku mam nadzieję ułatwi Wam tę przygodę.
Potrzebujemy:
☼ papier, nożyczki, ołówek, mydełko krawieckie i szpilki
☼ jego ulubioną koszulkę
☼ dzianinę bawełnianą (może być z domieszką elastanu)
☼ maszynę do szycia
☼ szczyptę cierpliwości
☼ energię :::)
Większość projektów "ubraniowych" przygotowuję sama, od szkicu po wykrój własny. Ale... No właśnie, zanim o tym "ale" to chciałabym się dziś z Wami podzielić sposobem na tiszert dla NIEGO. Moim sposobem, który sam w sobie nie jest specjalnym odkryciem, ale krok po kroku mam nadzieję ułatwi Wam tę przygodę.
Potrzebujemy:
☼ papier, nożyczki, ołówek, mydełko krawieckie i szpilki
☼ jego ulubioną koszulkę
☼ dzianinę bawełnianą (może być z domieszką elastanu)
☼ maszynę do szycia
☼ szczyptę cierpliwości
☼ energię :::)
Nie spodziewałam się...
Ani, że to będzie TAKIE TRUDNE.
Ani, że Wasze pomysły utworzą w mojej głowie kolejkę do realizacji.
Wyboru dokonałam z bólem serca.
Boli mnie nadal. Bo około dwieście Waszych sentencji, wierszy, opisów poruszyło - jak, z tego cudownego jeziora osobliwości wyłowić
JEDNĄ Złotą Rybkę???
Z niektórymi wpisami chodziłam po domu, zamykałam oczy i szukałam. Szukałam obrazu, formy, kolorów.
Ale najbardziej szukałam SUKIENKI...
Sukienki, do której miałabym przed oczami konkretną materię tkanin, pędzel, nici, kształt, formę...

Ze stacji wschodnia do kaliska. Godzina taka, że kożuch
na grzbiet zarzucony w biegu wydaje się jedynym rozwiązaniem - za oknem szron (-2)
Trzy godziny snu odbierają zdolność myślenia
przyczynowo skutkowego (w kwietniu kożuch?)
To nic, że w dzień ma być naście, pod kożuchem (ekologicznym) sukienka z krótkim rękawem
(na wszelki wypadek) - słusznie ;)
Podróż za marzeniem wywiera sobą tak silny nacisk,
że myślę tylko o "niebieskich migdałach"
Sukienki z motywem kwiatów będą mogły ujrzeć światło dzienne, trzeba tylko im pomóc. Marzeniom pomóc.
Pojechać, wejść po schodach przeszkód, pokonać je miarowo, skutecznie, bez niepokoju. Niepokój burzy zamysł.
Więc jadę.
Jestem spokojna.

Tak bywa...
Obudziłam się dziś i wpadła mi do głowy ta stara bardzo piosenka. Napisana przez Harolda Arlena w 1939 roku
"Over the Rainbow" - przez lata śpiewana przez wyborne nazwiska, które tworzyły moją historię muzyki.
Jej włoską wersję popełnił również Czesław Niemen.
Ta niezwykle pozytywna energia dźwięków towarzyszy mi
dziś cały dzień. Wczoraj nie słyszałam. Padał śnieg. Dziś śpiewa ją w moim
domu i Judy Garland, i Ray Charles, Eva Cassidy i Israel Kamakawiwo’ole. Śnieg
topnieje moi drodzy. Topnieje bardziej. Kto wie, może jak w Waszych domach też jej
dźwięki popłyną – to zaczarujemy wiosnę?
ojejku…
Zobacz, zobacz proszę jakie to piękne!
Aaaa!!!
No niesamowita Ona jest…
M. często słyszy te rozemocjonowane dźwięki.
To reperkusja wizyt listonosza.
Zawsze jak odbieram energicznie z jego rąk paczki.
I te zamówione, kiedy już wiem, co kryje pod sobą papier.
I te zupełnie niespodziewane. Zaskoczenie.
Wszystko ma dla mnie wartość nieopisaną, nieoszacowaną i niewymowną. Mogę silić się na układanie uroczyście sformułowanych zachwytów, ale żadne słowa barwne nie są w stanie opisać energii. A te miliony kolorowych przymiotników mogą się kłaniać nisko – i tak żaden z nich nie dociera do środka tej radości. No nie, kropka.
Aaaa!!!
No niesamowita Ona jest…
M. często słyszy te rozemocjonowane dźwięki.
To reperkusja wizyt listonosza.
Zawsze jak odbieram energicznie z jego rąk paczki.
I te zamówione, kiedy już wiem, co kryje pod sobą papier.
I te zupełnie niespodziewane. Zaskoczenie.
Wszystko ma dla mnie wartość nieopisaną, nieoszacowaną i niewymowną. Mogę silić się na układanie uroczyście sformułowanych zachwytów, ale żadne słowa barwne nie są w stanie opisać energii. A te miliony kolorowych przymiotników mogą się kłaniać nisko – i tak żaden z nich nie dociera do środka tej radości. No nie, kropka.

na początku listopada (już czuję ją w kościach) - tęsknię za kolorami lata, za zapachem wiatru, za ciepłym deszczem. Maszeruję przez zaspy śniegu i wzrokiem roztapiam te jego hałdy w poszukiwaniu koloru świeżej trawy. Przyglądam się nagim gałęziom i szukam w ich zastygłych pąkach zalążków liści. Wtedy wymyślam sobie sukienki. Na poprawę humoru, na to lato. Bo ja bardzo lubię sukienki. A już lata bez sukienki sobie nie wyobrażam! Ubiegłej zimy miałam taki przesyt zimna i szarości, że w głowie – niczym mydlane bańki - pączkowały mi kolory. Musiałam przygotować szkice - oczywiście moich ulubionych kwiatów.
Najpierw energetycznie, potem pastelowo.
Jak już "wymęczyłam" w głowie i na kartkach komputera wszystkie ulubione, kolory, kwiaty, odpoczęłam w chmurach, w kroplach rosy na pajęczynach i w podwodnym świecie. Tęsknicie za wiosną? Ja też!...
Między serwetki papierowym wzorem, a wspomnieniem usłanego
makami pola się zaczyna. Trzy kolory kłębków włóczki obok siebie. Czasem zbyt
wiele ponurych dni.
Innym razem rysunek, w którego treść wplotła się myśl
i chodzi po głowie. Pobazgrane kartki w trakcie rozmowy telefonicznej. Ta niezwykła chwila zasypiania.
O, wtedy wstaję i zapamiętuję.
Na białej czystej kartce, w notesiku, albo
w szklanym komputera ekranie.
Myśl.
Szkic.
Silne zainteresowanie. Zamiłowanie. Hobby.
Innym razem rysunek, w którego treść wplotła się myśl
i chodzi po głowie. Pobazgrane kartki w trakcie rozmowy telefonicznej. Ta niezwykła chwila zasypiania.
O, wtedy wstaję i zapamiętuję.
Na białej czystej kartce, w notesiku, albo
w szklanym komputera ekranie.
Myśl.
Szkic.
Silne zainteresowanie. Zamiłowanie. Hobby.
Pasja...
Słowo „Marzec” zawsze kojarzyło mi się z marzeniami.
W marcu jestem rozmarzona.
Wdycham powietrze głęboko i czuję w jego zapachu wiosnę.
W marcu ufam swojej intuicji, częściej zamykam oczy.
W marcu urodził się mój syn - w wigilię urodzin mojej Mamy.
W marcu, w dniu urodzin mojego syna, ma urodziny moja przyjaciółka.
Prawie po piętach depczą im wielkimi krokami urodziny mojego Szczęścia. A lada moment zjawiają się kolejni marcowo urodzeni, którzy już nie pływają z Rybami,
bo łapią za rogi Barana ;)
Oj, nie wyliczę wszystkich marcowych jubilatów, ale wierzcie mi – pływać w oceanie rybich lubień jest rozkosznie.
Odkąd pamiętam, emocje jakie towarzyszą mi przy pakowaniu "prezentów" są nieporównywalne z "rozpakowywaniem" - chociaż te drugie również lubię.
W marcu jestem rozmarzona.
Wdycham powietrze głęboko i czuję w jego zapachu wiosnę.
W marcu ufam swojej intuicji, częściej zamykam oczy.
W marcu urodził się mój syn - w wigilię urodzin mojej Mamy.
W marcu, w dniu urodzin mojego syna, ma urodziny moja przyjaciółka.
Prawie po piętach depczą im wielkimi krokami urodziny mojego Szczęścia. A lada moment zjawiają się kolejni marcowo urodzeni, którzy już nie pływają z Rybami,
bo łapią za rogi Barana ;)
Oj, nie wyliczę wszystkich marcowych jubilatów, ale wierzcie mi – pływać w oceanie rybich lubień jest rozkosznie.
Odkąd pamiętam, emocje jakie towarzyszą mi przy pakowaniu "prezentów" są nieporównywalne z "rozpakowywaniem" - chociaż te drugie również lubię.
Od jakiegoś czasu chodzi mi po głowie taka myśl, by dzielić się tu z Wami moim lubieniem. Odkąd ten pomysł zakiełkował - szukam tytułu „zakładki – etykiety”. Myślałam początkowo o jakiejś chronologii, o oddzieleniu malarstwa od ilustracji, o czasowej klamrze, ale wygrała spontaniczność. Dlatego dziś, bez specjalnego powodu, nie przez zupełny przypadek (chociaż uprzedzam - worek moich lubień dość przepastny) jako pierwszy dla Was angielski ilustrator książek:
Dziecięce pierwsze podobieństwo - lustro zachowań, które
przejmujemy obserwując Ich - dorosłych. Ile by do nas słów nie mówili – my papugujemy
gesty, zachowania. Czasem upodabniamy się na wzór ideałów, które wyszukujemy
mniej, lub bardziej świadomie u
bohaterów (z książek ;).
A potem… Potem szukamy podobieństw w ludziach bliskich. Szukamy ich w lubieniu, gestach, w sposobie mówienia, w zachowaniu, w postrzeganiu świata, w dźwiękach, kolorach, smakach i wrażliwości. Otaczają nas ciepłym kocem bezpieczeństwa. Sprawiają, że mamy wrażenie jakbyśmy znali się sto lat.
A potem… Potem szukamy podobieństw w ludziach bliskich. Szukamy ich w lubieniu, gestach, w sposobie mówienia, w zachowaniu, w postrzeganiu świata, w dźwiękach, kolorach, smakach i wrażliwości. Otaczają nas ciepłym kocem bezpieczeństwa. Sprawiają, że mamy wrażenie jakbyśmy znali się sto lat.
Wtedy jest nam bliżej. Wtedy to „nasza bajka”.
Zaczątek ma w domu, choć bywa czasem na przekór domowi (ale dziś nie o tym). Tam zakorzeniają się pierwsze lubienia. Kiełkują w późniejsze sentymenty.
Tam buduje się nasza wrażliwość na świat.
Pierwsze pasje.
Pierwsze poczucie bezpieczeństwa.
Zaczątek ma w domu, choć bywa czasem na przekór domowi (ale dziś nie o tym). Tam zakorzeniają się pierwsze lubienia. Kiełkują w późniejsze sentymenty.
Tam buduje się nasza wrażliwość na świat.
Pierwsze pasje.
Pierwsze poczucie bezpieczeństwa.
Prawie się nie znamy. Nie widziałyśmy się nigdy – tyle, co
na zdjęciach. Ale fotografia ma to do siebie, że jednych lubi - innych mniej, że
pokazuje zatrzymaną w czasie chwilę, której realnie ludzkie oko nawet nie
dostrzega, a te fotografie to tylko ułamek jakiegoś obrazu. Ważnego obrazu, bo
przecież wbrew słowom: „dobrze widzi się tylko sercem, najważniejsze niewidoczne
jest dla oczu” – to właśnie oczy decydują o tym pierwszym wrażeniu. Znam ją
oczami. Przyglądam się. Przyglądam się obrazom w lustrze liter, które potrafi
niebywale komponować w zdania. Lubię ten
stan zamyślenia w jaki mnie wciska. Lubię te nieme wzruszenia, które odejmują
słowa.
Ona mi je wielokrotnie daruje. Słowami maluje też swój autoportret,
i pewnie o tym nie wie, że to właśnie ten obraz ze słów, wywołał we mnie najwięcej poruszenia (mimo, że urody mogłaby pozazdrościć jej niejedna gwiazda – oczywiście mam na myśli te na niebie ;)
Ona mi je wielokrotnie daruje. Słowami maluje też swój autoportret,
i pewnie o tym nie wie, że to właśnie ten obraz ze słów, wywołał we mnie najwięcej poruszenia (mimo, że urody mogłaby pozazdrościć jej niejedna gwiazda – oczywiście mam na myśli te na niebie ;)

Bo ja się nim
lubię zachwycać. Pomiędzy jednym oddechem, a drugim - Achhh. Najbardziej
pięknem drugiego człowieka, ale też pracą jego rąk i wyłuskaną z tego energią.
Zachwycam się pokonaną barierą, przełamanym oporem, kolejnym krokiem, odważnie
podjętą decyzją. Pokłady siły jakie w sobie kryjemy bywają niewyczerpane.
Zwłaszcza wtedy można poczuć ich bezmiar, kiedy ocierają się
o granice. Na granicy bezsilności, kiedy nam się wydaje, że najmniejszy podmuch wiatru nas złamie jak suchą gałąź - wtedy urasta coś ponad miarę wyobrażenia. Potrafimy się podnieść z kolan połamani i dalej dumnie, acz z pokorą patrzeć prosto w oczy światu. Nie, nie jestem połamana. Ale czasem mam dni gorsze, dni słabsze, dni bez pomysłu, troszkę bezradne.
Zwłaszcza wtedy można poczuć ich bezmiar, kiedy ocierają się
o granice. Na granicy bezsilności, kiedy nam się wydaje, że najmniejszy podmuch wiatru nas złamie jak suchą gałąź - wtedy urasta coś ponad miarę wyobrażenia. Potrafimy się podnieść z kolan połamani i dalej dumnie, acz z pokorą patrzeć prosto w oczy światu. Nie, nie jestem połamana. Ale czasem mam dni gorsze, dni słabsze, dni bez pomysłu, troszkę bezradne.
Czasem przypatruję się tak z daleka, tym porównaniom, co to
je spotykam tu i ówdzie. Tym wątpliwościom zadawanym gdzieś
w smutku treści. Tym minizazdrosnym słowom, a może niepewnym: „bo Ona to potrafi, a ja nie”, „Ona ma
to, tamto i TO jeszcze, i umie,
i posiać i ugotować, i trójkę dzieci ma - a ja
jedno i bałagan w domu,
w głowie…”, „I krzesła nie umiem tak pomalować, nie
umiem,
no i garnek mi się przypalił, a Ona ma ładne garnki TAKIE z pitupitu (najlepsze!)
powłoka – jej to się nie przypala”.
Skąd?!
Każdemu się przypala. A jak jej się nie przypala garnek z ryżem, to w pracy nie wyszło, albo pies zjadł jej buty, albo ma PMS, albo źle spała… To, że nie napisze, że jej się nie przypalają to nic nie znaczy, to, że pokaże na zdjęciu kawałek ładnie ustawionej martwej natury, to nie znaczy, że wszystko jest dookoła idealne, nic nie znaczy…
Skąd?!
Każdemu się przypala. A jak jej się nie przypala garnek z ryżem, to w pracy nie wyszło, albo pies zjadł jej buty, albo ma PMS, albo źle spała… To, że nie napisze, że jej się nie przypalają to nic nie znaczy, to, że pokaże na zdjęciu kawałek ładnie ustawionej martwej natury, to nie znaczy, że wszystko jest dookoła idealne, nic nie znaczy…
No masz… Czas pryska jak zimne ognie. Był i już go nie ma.
Rok za nami. Miał być tort i świeczka z szampanem, a ja pod ręką mam tylko
kubek zimnej herbaty. Ona jest oczywiście niebieska, ale o tym innym razem. Rok
prowadzenia bloga obfitujący w wiele rozmaitych projektów. Zrealizowanych
drobnymi krokami marzeń. Niezrealizowanych też! Rok dobrej energii, budowania
skrzydeł, zaplatania pajęczyny słów z obrazami. Rok pozytywnych dni, chwil,
momentów.
Bo ja też jak w tej książce czekam, na narodziny, dobre słowo, na pocałunek i kolejny.
Czekam na noc, na wyzdrowienie, na wyjaśnienie, na wyniki badań, na jutro - zamiast żyć - czekam.
Jak w tej książce, którą pokazała Julia: „A ja czekam…” - szafatosi.pl
Bo ja też jak w tej książce czekam, na narodziny, dobre słowo, na pocałunek i kolejny.
Czekam na noc, na wyzdrowienie, na wyjaśnienie, na wyniki badań, na jutro - zamiast żyć - czekam.