Płynie rok,
frunie,
frunie,
mknie.
Jeszcze się dobrze nie zaczął,
a już marzec.
Znika dzień za dniem.
Minuta goni sekundy.
A ja nie śpię (za dużo) rysuję nieustannie,
maluję,
kroję,
szyję coraz mniej,
więcej wymyślam.
Wymyślam niestrudzona.
Jeszcze się dobrze nie zaczął,
a już marzec.
Znika dzień za dniem.
Minuta goni sekundy.
A ja nie śpię (za dużo) rysuję nieustannie,
maluję,
kroję,
szyję coraz mniej,
więcej wymyślam.
Wymyślam niestrudzona.
Często spotykam się z Wami.
I te spotkania są po prostu niezwykłe. Niespodziewane, albo zapowiedziane odwiedzacie nas jak się zaplączemy po Polsce. I te spotkania są jak skarby cenne, jak kwiaty paproci zakwitają w sercu. Choć, małe, krótkie, za krótkie o wiele, choć nie raz w biegu, nie raz na stojąco – bez łyka kawy niespiesznej, czy herbaty - To spotkań tych nie zapomnę nigdy. Pamiętam i bukiet kwiatów Wiolu, który został na zdjęciu i akwarelę, która bliska mi sercu będzie łaskotała wzrok przed nosem każdego dnia Alu i zapiekankę przyniesioną z ryneczku Agnieszko, Arku i naleśniki Dorciu i Andrzejku! – bez których „burczymiwbrzuchu” – byłoby nader głośne ;) Pamiętam jak biegnąc na jakieś wykłady wpadła na nas ze swoim zaczarowanym uśmiechem (w Poznaniu) przepiękna Karolina, jak odwiedziła nas ze swoją uroczą Luną (w chmurach) Monika, jak z Luckiem na najwspanialsze mojito ukradła mnie między jednym dniem pracy, a drugim Mira. Jak łzy mi w oczach zakręciła i serduchem zatrzepotała - kiedy stojąc w Blue City zobaczyłam idącą w moim kierunku, w namalowanej piegowatą bluzce - Elunia… Jak ciastka z motylami i sercem i napisem zaczarowanym – najwspanialsze, z lawendą ze swoimi skarbami piekła dla nas Joanna. Jak korzystając z mojej chwilowej obecności w Krakowie i ze swoich wakacji w Polsce przemierzyła spory kawałek drogi Magdalena, jak przemierzając nie mniejszy nad tą Wisłą Krakowską odnalazła mnie Agnieszka i jak kawę wypiwszy odprowadziłyśmy się spacerkiem do autobusów, samochodów i pociągów, a było nam na te chwil parę dane się spotkać. I jak wpadła wtedy na jeszcze jedną kawę Julita, którą to (kawę) wypiłyśmy w wiklinowym koszu ciesząc się chwilą. I Pani Ola (niby niedaleko z Buska) ale jak miło zobaczyć ten jej uśmiech ponownie i poczuć dobrą energię przyprawioną wzruszeniem, że przyjechała do nas... Jak do Wrocławia przyjechali całą rodziną i poznałam je po raz kolejny, ale pierwszy raz Przemka, Olga, Marcelina i Matylda. A we Wrocławiu tym cieplutko zerkała na nasz pokaz Dominika. I że Arek tak cierpliwie i tak cudownie pozwolił nam z Agnieszką się zagadać. I zobaczyłam ją wreszcie, po tylu latach. Przywiodła synów i męża na piętro pierwsze. Uszczknęła drobinki czasu swojego. Zamienić słów parę, spojrzeń, uścisków i niedosyt maleńkich chwil - Małgosiu... Widzieć Renatkę z rodziną i przeuroczą Zuzą. I pewnie teraz, w tych emocjach, które towarzyszą pisaniu o wspomnieniach pominęłam – to nie, nie zapomniałam. Bo ja Wam za te spotkania za to, że nieraz przemierzyłyście dla nas odległości niemałe, że naciągnęłyście wskazówki Waszych zegarków, żeby minuty ukraść tym spojrzeniom oko w oko – to ja Wam za nie z całego serca dziękuję. Najmocniej, najpiękniej…

I choć zamilkłam tu na blogu, bo praca, i czasu
spokojnego, wolnego do napisania mi nie brakło dotąd, a dziś tak…
To Ala przywróciła mnie do pionu, to za sprawą jej odwiedzin obudziłam się troszkę, na minutkę i pozdrawiam Was i wiem, że kibicujecie i czuję to i nie znam innego słowa od DZIĘKUJĘ, ale wypowiadam je drżącym głosem,
w oku z łezką, Kochani!
Serdeczności
☼ Maryś
I te spotkania są po prostu niezwykłe. Niespodziewane, albo zapowiedziane odwiedzacie nas jak się zaplączemy po Polsce. I te spotkania są jak skarby cenne, jak kwiaty paproci zakwitają w sercu. Choć, małe, krótkie, za krótkie o wiele, choć nie raz w biegu, nie raz na stojąco – bez łyka kawy niespiesznej, czy herbaty - To spotkań tych nie zapomnę nigdy. Pamiętam i bukiet kwiatów Wiolu, który został na zdjęciu i akwarelę, która bliska mi sercu będzie łaskotała wzrok przed nosem każdego dnia Alu i zapiekankę przyniesioną z ryneczku Agnieszko, Arku i naleśniki Dorciu i Andrzejku! – bez których „burczymiwbrzuchu” – byłoby nader głośne ;) Pamiętam jak biegnąc na jakieś wykłady wpadła na nas ze swoim zaczarowanym uśmiechem (w Poznaniu) przepiękna Karolina, jak odwiedziła nas ze swoją uroczą Luną (w chmurach) Monika, jak z Luckiem na najwspanialsze mojito ukradła mnie między jednym dniem pracy, a drugim Mira. Jak łzy mi w oczach zakręciła i serduchem zatrzepotała - kiedy stojąc w Blue City zobaczyłam idącą w moim kierunku, w namalowanej piegowatą bluzce - Elunia… Jak ciastka z motylami i sercem i napisem zaczarowanym – najwspanialsze, z lawendą ze swoimi skarbami piekła dla nas Joanna. Jak korzystając z mojej chwilowej obecności w Krakowie i ze swoich wakacji w Polsce przemierzyła spory kawałek drogi Magdalena, jak przemierzając nie mniejszy nad tą Wisłą Krakowską odnalazła mnie Agnieszka i jak kawę wypiwszy odprowadziłyśmy się spacerkiem do autobusów, samochodów i pociągów, a było nam na te chwil parę dane się spotkać. I jak wpadła wtedy na jeszcze jedną kawę Julita, którą to (kawę) wypiłyśmy w wiklinowym koszu ciesząc się chwilą. I Pani Ola (niby niedaleko z Buska) ale jak miło zobaczyć ten jej uśmiech ponownie i poczuć dobrą energię przyprawioną wzruszeniem, że przyjechała do nas... Jak do Wrocławia przyjechali całą rodziną i poznałam je po raz kolejny, ale pierwszy raz Przemka, Olga, Marcelina i Matylda. A we Wrocławiu tym cieplutko zerkała na nasz pokaz Dominika. I że Arek tak cierpliwie i tak cudownie pozwolił nam z Agnieszką się zagadać. I zobaczyłam ją wreszcie, po tylu latach. Przywiodła synów i męża na piętro pierwsze. Uszczknęła drobinki czasu swojego. Zamienić słów parę, spojrzeń, uścisków i niedosyt maleńkich chwil - Małgosiu... Widzieć Renatkę z rodziną i przeuroczą Zuzą. I pewnie teraz, w tych emocjach, które towarzyszą pisaniu o wspomnieniach pominęłam – to nie, nie zapomniałam. Bo ja Wam za te spotkania za to, że nieraz przemierzyłyście dla nas odległości niemałe, że naciągnęłyście wskazówki Waszych zegarków, żeby minuty ukraść tym spojrzeniom oko w oko – to ja Wam za nie z całego serca dziękuję. Najmocniej, najpiękniej…

To Ala przywróciła mnie do pionu, to za sprawą jej odwiedzin obudziłam się troszkę, na minutkę i pozdrawiam Was i wiem, że kibicujecie i czuję to i nie znam innego słowa od DZIĘKUJĘ, ale wypowiadam je drżącym głosem,
w oku z łezką, Kochani!
Serdeczności
☼ Maryś