Czasem przypatruję się tak z daleka, tym porównaniom, co to
je spotykam tu i ówdzie. Tym wątpliwościom zadawanym gdzieś
w smutku treści. Tym minizazdrosnym słowom, a może niepewnym: „bo Ona to potrafi, a ja nie”, „Ona ma
to, tamto i TO jeszcze, i umie,
i posiać i ugotować, i trójkę dzieci ma - a ja
jedno i bałagan w domu,
w głowie…”, „I krzesła nie umiem tak pomalować, nie
umiem,
no i garnek mi się przypalił, a Ona ma ładne garnki TAKIE z pitupitu (najlepsze!)
powłoka – jej to się nie przypala”.
Skąd?!
Każdemu się przypala. A jak jej się nie przypala garnek z ryżem, to w pracy nie wyszło, albo pies zjadł jej buty, albo ma PMS, albo źle spała… To, że nie napisze, że jej się nie przypalają to nic nie znaczy, to, że pokaże na zdjęciu kawałek ładnie ustawionej martwej natury, to nie znaczy, że wszystko jest dookoła idealne, nic nie znaczy…
Skąd?!
Każdemu się przypala. A jak jej się nie przypala garnek z ryżem, to w pracy nie wyszło, albo pies zjadł jej buty, albo ma PMS, albo źle spała… To, że nie napisze, że jej się nie przypalają to nic nie znaczy, to, że pokaże na zdjęciu kawałek ładnie ustawionej martwej natury, to nie znaczy, że wszystko jest dookoła idealne, nic nie znaczy…