przede wszystkim GRATULUJĘ i dziękuję za wsparcie dla Szymona. Proszę o informację, która akwarela na okładce, jakie imię i czy życzy Pani sobie jakiś cytat?
Nie wyobrażam sobie jako mama choroby mojego dziecka,
na którą nie ma lekarstwa w kraju, w którym mieszkam.
Nie wyobrażam sobie, co czułabym, gdyby się okazało,
że można uratować zdrowie mojego dziecka, a mnie na to nie byłoby stać. Każdego dnia ocieramy się w życiu o szczęście
i nieszczęście. Los niesie nam łzy i radości.
Mniejsze i większe przeszkody malują nam czarne chmury nad głową. Mniejsze i większe radości rysują tęczę.
I nie ma chyba tęczy piękniejszej od tej, którą malują nasze serca. Jeśli możemy podarować wsparcie drugiemu człowiekowi. Dać mu poczucie, że w swoim trudzie nie jest sam...
Dlatego zapraszam Was do tego, żebyśmy wspólnie podnieśli nasze serca i pomogli rodzicom dwuletniego SZYMKA - uratować mu oczko.
Ja znajduję... Inspirujecie
mnie i łaskoczecie
dobrymi słowami też…
cierpliwie czekacie na efekty mojej pracy
nie tupiecie nóżką, nie kwękacie pod nosem,
a jak listonosz zapuka do Waszych drzwi - piszecie „warto było czekać”
To dzięki Wam kwitną w ogrodzie moich pomysłów zrealizowane marzenia.
I dzięki Wam na mojej twarzy gości uśmiech. Po policzku spływa łza wzruszenia. A od morza po góry rozpięte, od wschodnich do zachodnich granic, i za oceanem, i we Francji i w Anglii - tulą się do Waszych serdecznych grzbietów moje
„czary-maryś” Dziękuję!
"Jesteśmy
tylko grupą studentów, która chce zrobić coś szalonego. Nie mamy
żadnych funduszy, nie reprezentujemy żadnej firmy. Chcemy pobawić się
kolorami :) Pragniemy zorganizować najbardziej kolorowy dzień w historii!
Spontaniczne i radosne wydarzenie w formie flash mob, gdzie w umówionym
miejscu i o ustalonym czasie wszyscy wyrzucimy w powietrze kolorowy
proszek! Dołącz do nas! Daj się ponieść!"
Udało im się! Brawo! Zaczerpnięty z tradycji indyjskiego święta Holi "kolorowy dzień" - który odbył się w wielu miejscach na świecie - przyszedł też do nas. Dzięki uprzejmości warszawskiego Snu Pszczoły i Fundacji XIX dzielnicy na Pradze - Festiwal Kolorów zaczarował chmurą tęczowego pyłu kawałek miasta i z tysiąc radosnych głów.
Ile ja się NASZUKAŁAM!
Ile wspominałam o tym głośno –
chodząc po domu - przekładając pudełka ze skarbami, ojej. Pisałam o tym,
że w
latach 90-tych zdobyć w Polsce włoskie wydania VOGUE – graniczyło z cudem – a
było warto… To nie był zwykły miesięcznik. To wielka księga inspiracji. Pamiętam
jak dziś.
W maleńkim kiosku przy Nowym Świecie wzięłam do ręki moje pierwsze, włoskie
wydanie VOGUE – zamarłam.
To nic, że kosztował jedną dziesiątą mojej miesięcznej pensji.
Pomyślałam, że gdyby nie prawie 700 stron przesmacznych fotografii pomieszanych z
typografią (o jakiej polskie czasopisma jeszcze wiele lat „marzyły”), to byłabym
gotowa zapłacić i trzy razy tyle - gdyby wydali ten miesięcznik na papierze o grubszej
gramaturze. W sztywnej oprawie. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że te gazety będą
mi towarzyszyły długo. Czas pokazał.
Brały udział we wszystkich przeprowadzkach.